Piłeczka

Dawno, dawno temu, na małej polanie pośród drzew, tuż opodal bloków mieszkalnych, bawiła się mała gromadka dzieci. Jak to u dzieci bywa, panował tam gwar i jedna wielka zabawa, w której dominowała radość.
Nagle, niebo zasnuły ciężkie czarne chmury. Zerwał się porywisty wiatr, a cała gromadka się rozpierzchła.
Na środku placu pozostał jedynie mały chłopiec, w potarganym ubranku, umorusany, jakby dawno się nie mył, wystraszony i zapłakany. Przeraźliwie wzywał pomocy, lecz nikt na nią nie reagował, bo najwyraźniej był na tym świecie sam.
I w takiej to chwili, nagle ciężkie chmury się rozerwały. Pojawił się promyk słońca, rozświetlając swą mocą polankę. Chłopczyk natychmiast skierował swój wzrok do góry. Ujrzał małą jasną chmurkę, na której siedział uśmiechnięty klown, z wymalowaną wieloma kolorami twarzą. Cały czas się uśmiechając, skierował rękę w stronę chłopczyka, a kiwając palcem przywoływał go do siebie, spuszczając na dół, ze swojej chmurki, sznurową drabinę.
Chłopczyk szybko wspiął się na nią, i stanął przed jego obliczem.
– Mam dla ciebie prezent ? powiedział klown. Ujął chłopca za rączkę wręczając mu małą piłeczkę, po czym dodał, – pamiętaj, pilnuj jej, nie wypuść nawet na chwilę, gdyż jest to twój największy skarb.-
Chłopiec natychmiast zacisnął swoją małą piąstkę trzymając z całej siły małą piłeczkę, po czym powrócił na dół. Zanim dotknął ziemi, wszystko powróciło do poprzedniego stanu, pojawiły się także dzieci. Mały chłopiec z radością rzucił się w wir zabawy, a po chwili jego rączka się otworzyła i mała piłeczka potoczyła się gdzieś w zarośla. Szukał jej przez chwilę lecz nie mógł znaleźć, więc szybko powrócił do dzieci, by się z nimi bawić.
W jakiś czas później, podczas kolejnej zabawy, powtórzyła się ta sama sytuacja. Niebo spowiły czarne chmury, zerwał się silny wiatr i znowu na placu pozostał tylko ten chłopiec.
Klown siedzący na chmurce zapraszał go do siebie, spuszczając sznurową drabinę. Chłopczyk natychmiast przypomniał sobie piłeczkę. Spojrzał w swą rączkę, a nie widząc jej tam, zacisnął mocno i powędrował do góry.
Ledwie przed nim stanął, ten natychmiast zapytał ? czy masz piłeczkę, którą ci dałem?-
– Tak ? odparł stanowczo chłopiec, pokazując swą zaciśniętą piąstkę.
Uśmiechnięty klown, ujął go za rączkę i patrząc prosto w oczy, powiedział ? wierzę, że piłeczkę masz, lecz pamiętaj, nie zgub jej, gdyż jest to twój największy skarb.-
Chłopiec powrócił na dół i jak to w życiu bywa, zajęty swoimi sprawami, nie zauważył nawet kiedy i gdzie otwarł swą dłoń, zapominając, co w niej trzymał.

Życie toczyło się do przodu, gromadka rozpierzchła się, a dzieci wyrosły na dojrzałych ludzi, rozchodząc się każde w swoją stronę. I tylko polanka pozostała na swoim miejscu, jako niemy świadek wydarzeń, a dawniejsze krzaki wyrosły na okazałe, zdrowe drzewa.

Po wielu latach, polankę tę odwiedził starszy człowiek. Szczupły, twarz poorana zmarszczkami, nieco przygarbiony i cały czas ze spuszczonym wzrokiem, jakby bał się spojrzeć komuś w oczy.
Przystanął obok jednego z drzew, oparł się o nie plecami, po czym zamarł w bezruchu. Stał tak dłuższą chwilę z oczami zamkniętymi, i był niczym to drzewo, o które się opierał. Poruszał się tak jak one, raz do przodu, to znowu do tyłu, i było w tym coś niesamowitego, gdyż wyglądało to tak, jakby stał się drzewem.
Po dłuższej chwili otworzył oczy, a w chwilę później z jego ust wydobył się głos. ? Boże, odnalazłem swoją piłeczkę ? po czym rzucił się przed siebie i czołgając pomiędzy krzakami wyciągnął z nich małą piłeczkę. Tę samą, którą wiele lat temu, pamiętnego dla niego dnia, otrzymał od klowna, siedzącego na chmurce.
Na jego ustach pojawił się uśmiech, po twarzy zaczęły spływać łzy szczęścia, a cała twarz nabrała nagle zupełnie innego wyrazu. Długo stał z wyciągniętą przed siebie ręką, wpatrując się w odnalezioną piłeczkę.
Po chwili zacisnął swą dłoń, wsadził gdzieś głęboka za pazuchę, mówiąc;- tym razem nie zapomnę o tobie, schowam cię dobrze, tak, żeby już nikt nigdy nie przyczynił się do jej utraty.-
Po chwili wyruszył gdzieś przed siebie, raźnym i zdecydowanym krokiem, z wyprostowaną sylwetką i uśmiechem na twarzy.
Jaki morał z tej historii? Na to każdy sam sobie musi odpowiedzieć.

http://www.jakubsztajber.pl/

czwartek, 28 maja, 20099:31 am kategoria Inne. Śledź komentarze RSS 2.0 feed. Napisz komentarz, lub wyslij trackback ze swojej strony.

Leave a Reply